Powoli otworzyła oczy, rozglądając się dokoła bardzo uważnie. Znajdywała się w nizanym jej otoczeniu. Jak najszybciej wstając z łóżka podeszła do drewnianych drzwi, ciągnąc za srebrną klamkę, aby wydostać się na zewnątrz. Ale było to na nic, drzwi były zamknięte. Przerażona podeszła do niewielkiego, okrągłego okna otwierając je. Ujrzała dokoła rozciągający się gęsty las, żadnej cywilizacji. W akcie desperacji podbiegła do drzwi z całych sił, starając się je ponownie otworzyć. Zaczęła wołać o pomoc, a w jej błękitnych oczach pojawiły się łzy, które niebawem spływał po jej delikatnie, zaróżowionych policzkach. Nikt nie odpowiedział na jej krzyki, była zupełnie sama. Zdesperowana usiadła na drewnianą podłogę, podciągając kolana pod brodę i płacząc. Starała się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć, tylko to mogło jej teraz pomóc. Do niedawna znajdywała się w własnym domu z swoją rodziną. Wspólnie wrócili z bankietu charytatywnego, który wyprawił wspólnik jej ojca w interesach. I na tym zdarzeniu, wszystko się zatrzymało. Kobieta nie pamiętała nic więcej z ubiegłego wieczoru, w jej umyśle znajdywała się pustka. Starała się ze wszelkich sił przypomnieć, choć jeszcze najmniej istotny szczegół lecz nie mogła. Wiedziała że musiało stać się coś złego, czego konsekwencje pozna niebawem. Niespodziewanie usłyszała brzęk kluczy i otwierające się drzwi. Ujrzała w nich wysokiego Afroamerykanina, o doskonale wyrzeźbionym ciele, przypominającego wojownika Rzymskiego. Powoli zbliżył się do przerażonej dziewczyny, gładząc jej długie, blond włosy. Ona na ten gest z jego strony, schowała głowę między swoje kolana, nie chciała aby ujrzał jej zapłakanej twarzy.
-Spójrz na mnie.-powiedział.
Uniosła powoli swoją twarz, patrząc na jego oblicze. Ujrzała mężczyznę w wieku dwudziestu lub być może w wieku dwudziestu dwóch lat, o wspaniałych brązowych oczach. Nieznajomy zauważył że całe jej ciało trzęsło się, bala się. Lecz nie widział w tym nic dziwnego, przecież to własnie on odizolował ją od jej życia, zamykając w pokoju. Ale nie miał złych intencji wobec niej, wręcz przeciwnie chciał ją chronić. Przed człowiekiem który od dawna polował na nią, jak na zwierzynę. Był zafascynowany jej niezwykłą uroda, a w szczególności jej pięknymi niebieskim oczami, które przepełniała niewinność. Ta młoda kobieta nie była świadoma swego pochodzenia, korzeni które dotychczas pozostawały utajone. I przez kolejny długi czas będą musiały zostać utrzymywane w ścisłej tajemnicy. Ale ona musiała już teraz poznać prawdę, za którą jej rodzina oddała własne życie, aby ona mogła żyć. Delikatnie podniósł jej ciało i umieścił na łożu, przykrywając je kołdrą. Ona uważne przyglądała się jego twarzy, zapamiętując każdy jej fragment. Był zaskoczony tym że nie stawiała mu oporu. Była na tyle wyczerpana że nie miała sił, aby przeciwstawić się mu. Wiedziała że nieznajomy mężczyzna jej istotą nadprzyrodzoną i mógłby ją skrzywdzić, a ona chciała wrócić do swojej rodziny. Usiał na skraju łóżka, nie przestając na nią patrzyć.
-Wszystko co Ci teraz powiem, zaważy na twojej przyszłości.
Minęły dwa lata od całkowitych zmian w jej życiu i od wejścia do świata nadprzyrodzonych istot. Pierwszy rok był dla niej najcięższy, każdego dnia starała pogodzić się z śmiercią swojej rodziny, która została zamordowana. Zaakceptowanie nowego otoczenia w którym nie potrafiła się odnaleźć. Od dwóch lat żyła zamknięta w złotej klatce, a jej panem był Król Nowego Orleanu. Był panem i władcą w tym mieście, to on decydował w nim o życiu i śmierci. A ona stała wiernie u jego boku, będąc jego tajną bronią wobec jego nieprzyjaciół. Lecz on także sprawował nad nią pieczę, chroniąc przed złem tego świata. Ona jako jedyna pozostała z swojego rodu, rodu najpotężniejszych czarownic. Każdego dnia uczyła się kontrolować swoje niezwykłe umiejętności, przez naukę. Nauczali ją najlepsi z najlepszych. Wszystko to wykańczało kobietę, ciągła rutyna z którą spotykała się na co dzień odbierała jej chęć życia. Z biegiem upływu czasu nauczyła się wszystko akceptować, przyzwyczajać się. To stało się jej codziennym życiem z którego nie mogła uciec. Po ukończeniu dziewiętnastego roku życia jej opiekun, zaczął stopniowo i powoli wprowadzać ją w towarzystwo. Coraz więcej spędzała z nim czas, już nie tylko w jego obecności ale i także z jego poddanymi i przyjaciółmi. Pomiędzy nimi zrodziło się uczucie które, obydwoje odwzajemniali. Mężczyzna pokochał ja od pierwszego dnia kiedy ją ujrzał, a ona zakochała się w nim dopiero kiedy ujrzała w nim nie tylko wampira, ale człowieka. Chociaż on wielokrotnie opowiadał jej o tym co spotkało jej rodzinę i o jej pochodzeniu, ona czuła że nie mówi jej całej prawdy. Naciskała wielokrotnie aby poznać całą prawdę, ale to kończyło się zawsze kłótnią. Więc przestała pytać, postanowiła że sama odkryje prawdę. Wiele razy śniła o mężczyźnie z błękitnymi oczami, wysokim i dobrze zbudowanym ciele. Ale jego twarz zawsze była zamazana. Uważała że ma to związek z jej przeszłością. Nigdy nie wyjawiła tego Marcelowi, wiedziała że zbagatelizuje to i powie że to nie ma z niczym związku. Stała teraz wraz z swoim partnerem na balkonie, otulona jego ramionami. Razem podziwiali piękno miasta.
-Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłeś.-wyszeptała, lekko unosząc kąciki ust.
On na dźwięk tych słów złożył na jej ustach namiętny pocałunek, który ona odwzajemniła z tą samą pasją.